Jeszcze kilka lat temu cały swój wolny czas poświęcałam na haft krzyżykowy. Potem schowałam kanwy i muliny głęboko do szafy na rzecz innych pasji. Jedynie na święta wyciągałam zaczęty prawie 7 lat temu obraz i dokładałam jakiś fragmencik przez kilka wolnych dni. Ale przy okazji haftowania przedszkolakom imion na wyprawkach przypomniałam sobie o mojej dawnej miłości :)
Milion pomysłów wpadło mi natychmiast do głowy, które powoli realizuję. Natknęłam się też na zdjęcie kartki, która powstała w dwóch jednakowych egzemplarzach na dwa ważne śluby, które odbyły się w odstępie dwóch tygodni. Obrazek jest wyhaftowany na ukraińskim materiale o makabrycznie drobnych oczkach, przez co oczopląsu dostałam niemalże. Materiał (bo to chyba nawet nie jest kanwa) przeznaczony był na coś zupełnie innego, ale po po 5 latach leżakowania w szafie przestałam się łudzić, że mi się uda w najbliższym dziesięcioleciu wyhaftować sobie ukraiński "rusznik" (w szafie leżakowała szmatka, nie ja). Postanowiłam więc, że spożytkuję go na drobniejsze pomysły, a do rusznika powrócę kiedyś znów na pewno.
Wracając do mojej zakochanej pary - tempo haftowania miałam zawrotne i zawrotnie zbuntowanego dwulatka u boku :) Udało mi się jednak skończyć wszystko na czas i - co mi się rzadko zdarza - do dzisiaj jestem zadowolona z tych prac. Oczywiście teraz zrobiłabym je nieco inaczej, ale mimo wszystko postanowiłam pokazać światu moje dzieło, które od ponad 4 lat darzę szczególnym sentymentem :)
Pozdrawiam deszczowo :)
Julia
Chylę czoła! Wspaniała praca!
OdpowiedzUsuńChyba ja musiałabym się wziąć za coś takiego, żeby wyćwiczyć cierpliwość ;)
Pozdrowienia :*
Jestem jej szczęśliwą posiadaczką :) jest absolutnie wyjątkowa, często do niej wracam i wspominam. Cieszę się, że wracasz do tematu krzyżyków, jesteś do tego stworzona :*
OdpowiedzUsuńŚliczny obrazek, niesamowita precyzja. Podziwiam :)), a te kwiatuszki ach... dla mnie to niewyobrażalne :)
OdpowiedzUsuń